poniedziałek, 23 kwietnia 2018

"Dobrze wpaść na żubra..."

W jeden z cieplejszych i bardziej słonecznych weekendów jedziemy ze Skrzatem oglądać żubry. Żywe...
Wcześniej Skrzat był na cotygodniowych (które z różnych powodów czasem zdarzają się dopiero co trzy tygodnie) zajęciach u logopedy. Oczywiście, zajęcia były nuuuudneeee, więc Pani Logopeda starała się je jak najbardziej urozmaicić. Skrzat opowiadał co widzi na rysunkach. Przesadzając w jedną lub w drugą stronę.
- Co to jest?
- Brązowy zubr...
- Zubr czy żubr?
- Żubr. Brążowy żubr...
Jak się przełącza w tryb "ż", "sz", "cz" i "dż" trudno przestawić go z powrotem.
- A widziałeś gdzieś żubra?
- Widziałem.
- A gdzie?
- W telewizorze. W reklamie...
I tak dobrze, że nie u Taty na stole.
Stwierdziliśmy więc, że łączymy przyjemne z pożytecznym i jedziemy do niezbyt odległej hodowli żubrów. Niecałe półtorej godziny jazdy, na miejscu umówiliśmy się z kuzynką Skrzata (podobny wiek i zachowanie - oboje permanentnie jak po pięciu Red Bullach) i jej rodzinką. Szykujemy kanapki i napoje. Jeszcze przed wyjściem wyprowadzam psy i wracając informuję resztę rodzinki, że poranek dość chłodny.
- Załóż coś cieplejszego na wierzch - zaczepiam Mamę.
- Drugi sweter? Przecież się zapocę!
No, może faktycznie przesadzam.
 
Wreszcie wszyscy siedzimy w aucie i pędzimy na spotkanie z żubrami. Na miejscu jesteśmy zgodnie z planem. Przed nami piękny, rozległy park, a gdzieś daleko, na jego drugim końcu, czeka na nas stadko żubrów. Bo co mogą mieć innego do roboty w sobotę? 
Faktycznie, kurczę, zimno... Patrzę, Mama zawinięta w ciepły sweter, Skrzat w bluzie z kapturem. Tylko Tata, który wcześniej pilnował, żeby wszyscy się ciepło ubrali łazi w cienkiej koszulinie. Mijamy grupki innych ludzi. Kurtki, polary, niektórzy czapki i szaliki - patrzą na Tatę jak na ufoludka. Na szczęście słońce coraz wyżej.
Dołącza do nas, z ponad godzinnym opóźnieniem, reszta rodzinki.
Idziemy oglądać żubry, ale te jakoś nie chcą przedstawić żadnego ciekawego programu. Coś tam zjedzą, pomachają ogonami, walną kupę, pogapią się na nas jak na ciekawostkę przyrodniczą. Zresztą, nasze młode podobnie... Coś tam zjedzą, pomachają łapkami, pojęczą, że muszą siku... Wydaje się, że Skrzat jednak liczył na coś rozmiaru dinozaura, podobało mu się, ale efektu "wow" raczej nie było.
Więcej czasu zajęło dzieciakom łażenie za parkowymi pawiami z nadzieją, że któryś zgubi pióro. Skrzata wyraźnie korciło, żeby, niby przypadkiem, przydepnąć ogon pawia, ale posłusznie trzymał się od nich na dystans.
Potem zwiedzanie zamku, ulokowanego w centrum ogrodu.
- A co pan robi? - Skrzat zaczepia pracownika ochrony, pilnującego wejścia na zamek.
- Pracuję tutaj w ochronie.
- Pan tu jest chroniony?
W sumie, patrząc na wiek i stan zdrowotny niektórych pracowników ochrony, pytanie to nie jest bezzasadne. Niestety, odpowiedzi Skrzat nie dostaje.
 
Po zwiedzaniu zamku odpoczynek przy kawie i lodach.
Dla skrzata trochę (a tam, trochę - koszmarnie!) smutny moment. W piąteczek, potłukł się z kolegą w przedszkolu (Skrzat próbuje pokazać w nowym przedszkolu, że jest "nowy szef na dzielnicy" - o tym w następnych odcinkach) i w związku z tym na weekend ma blokadę na lody i słodycze. Próbuje chociaż buchnąć cukier w saszetce, który dostaliśmy do kawy. Bezskutecznie.
- Chcesz mandarynkę? - Mama wyciąga z torebki owoc.
- Bzfffggggaaakkk... -sapie pod nosem Skrzat.
- Tak, czy nie?
- Tak - Skrzat groźnie marszczy czoło. - Głucha jesteś?
- ...
- Mama chcę...
- ...
- Mama!
- ...
- Mama!
- No, przecież głucha jestem.
- Mama, przepraszam... Nie jesteś głucha...
Po chwili siedzi, żuje, ale bez entuzjazmu...
- Bo wiesz, Skrzat - Kuzynka zaczyna pouczać z zapałem pałaszując loda - Żeby jeść lody, to trzeba się grzecznie...
- Dobra, dobra - Ciotka (czyli Mama Kuzynki) przerywa wykład. - Proszę, pilnuj siebie, a nie pouczaj Skrzata.
Mijają cztery minuty.
Kuzynka wyje ze złości, bo Ciotka nie chce jej kupić jakieś kolorowej pierdółki z automatu.
Skrzat z politowaniem kręci głową.
- Niezły koncert... - kwituje z poczuciem wyższości. Teraz to on czuje się jak elegancki angielski lord na popołudniowej herbatce. Albo mandarynce.
- Bo ty chyba durna jesteś! - wypala nagle Kuzynka do Ciotki w czasie kłótni. Potem oczywiście przeprasza.
 
Coś te dzieci mają pecha do matek. Jedna głucha, druga durna. Same wybrakowane jakieś...
Na szczęście dzieci są idealne...

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Przepraszam ze tak Pana napadam, ale jestem ciekawa dalszych losów Skrzata jak sobie radzicie w szkole? Ja też jestem mamą szalonego adoptusia który od wrzenia idzie do pierwszej klasy. Jestem ciekawa co mnie czeka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń