Dzisiaj przed południem Skrzat przestał mówić.
To znaczy, nic mu się nie stało, ale zaczął się porządnie ruszać pierwszy ząb. Wszystko było dobrze, śmiechy i dzwonienie do babci z newsem dnia, do momentu pojawienia się na dziąśle krwi. Gdybym dzień wcześniej nie widział jak spokojnie Skrzat pozwala na pobranie krwi, to pomyślałbym, że rzeczywiście ma jakąś fobię. Siedział tylko z otwartymi ustami i przyłożonym do zęba wacikiem, a dookoła ciekła mu ślina. Naprzeciwko niego siedział nasz pies, dziwiąc się, że ktoś z "człowieków" może się ślinić bardziej od niego.
- Skrzat, nie martw się - starałem się go pocieszyć. - Ja swojego pierwszego mleczaka zjadłem z pączkiem.
Nie pomogło. Chyba nawet wizja, przesuwającego się w brzuszku zęba, jeszcze bardziej go przeraziła. Z rykiem poleciał do lustra.
- A wiesz, że Babcia też miała mleczaki i jej wypadły? - Mama szukała kolejnego tematu do zajęcia Skrzata.
- Nachachdę? - wystękał z otwartymi ustami. - Chachci tech?
Chyba myślał, że w czasach, gdy Babcia była mała, ludzie nie mieli jeszcze mleczaków.
- Chcesz zadzwonić do Babci?
Kiwnął głową. Dzwonimy.
- No zapytaj Babcię - Skrzat dostaje telefon do ręki.
Jednak nie będzie rozmawiał. Woli siedzieć z otwartymi ustami i nie ruszać ruszającym się zębem, który już zresztą trzyma się chyba tylko siłą woli.
Mama sięga po ostateczny argument.
- Mamy sernik na zimno, no ale chyba będziemy musieli przenieść poczęstunek na jutro, co?
Skrzat z przejęcia zamyka usta. Wybiega do łazienki i po chwili wraca z pęsetą w ręku.
- Wychywamy! - krzyczy przerażony wizją oddalających się słodkości.
- Spokojnie, pokaż najpierw czy ten ząb w ogóle się jeszcze trzyma - wołam go do siebie i biorę w palce płatek kosmetyczny.
I faktycznie po dotknięciu ząb zostaje na płatku.
- Idź wypłucz buzię, bo masz jeszcze troszkę krwi - wysyłam go do łazienki, ale Skrzat z otwartymi ustami, gubiąc różowe krople pędzi do lustra w przedpokoju.
- O jechu! - wzdycha.
- Wypłuczesz, to napijesz się chłodnego napoju i dostaniesz sernik, ok?
Skrzat momentalnie znika sprzed lustra i przez dłuższy czas płucze paszczę nad umywalką.
- Już nic nie leci - odzyskuje wreszcie normalny głos. - Idziemy na ciasto?
Udało się. Jeszcze tylko dziewiętnaście takich akcji i mamy spokój...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz