niedziela, 11 marca 2018

Mamusiu, jak tu pięknie! - cz. II

Skrzat, razem, z Mamą zostają przyjęci na oddział dwa dni przed zabiegiem. Bo muszą jeszcze zrobić badania, upewnić się, że Skrzat jest w stanie pozwalającym na operację. Wcześniej naczytaliśmy się mądrych blogów z historiami ze szpitala, więc do końca nie wiedzieliśmy gdzie ostatecznie wyląduje Mama: czy będzie spała na krześle, czy na łóżku polowym, czy w śpiworze na podłodze, czy jak nietoperz przyczepiona pod sufitem. Wyszło normalnie, mieli cały pokój dla siebie i Mama dostała pościel z przydziału. Poduszkę musiała mieć prywatną.

Skrzat okazał się idealnym pacjentem. Zachwycony szpitalnym jedzeniem, pochłaniał wszystko co dostał. Normalnie, mógłby grać w spocie reklamowym polskiej służby zdrowia. Wylądował na oddziale dziecięcym, więc miał cały regał z puzzlami i książeczkami, a nawet rozstawiony w kącie domek, w którym mógł się bawić. Zawiedziony był jedynie brakiem innych skrzatów, z którymi mógłby przerobić oddział na pobojowisko, więc bawił się wyjątkowo spokojnie. Oczywiście, miał odpały i krótkie awantury z Mamą, bo przez brak możliwości wybiegania się trochę nim nosiło. Dopadł wreszcie dziewczynę z sąsiedniego pokoju i przy każdej okazji męczył ją o wspólną zabawę. Udało mu się ją namówić na układanie puzzli, na wspólną zabawę w domku nie. Może dlatego, że osiemnastolatce trudno byłoby wejść do chatki przeznaczonej dla hobbitów.

Przez zabiegiem był jeszcze czas na zwiedzanie szpitala.

Znaleźli z Mamą szpitalną kaplicę. Klękli, modlą się dłuższą chwilę.

- O co prosiłeś Pana Jezusa? - pyta szeptem Mama.

Skrzat myśli długo.

- To jest trudne, Jezu... - wzdycha.

No, nic. Mam nadzieję, że prosił o udaną operację, a nie tylko o budyń czekoladowy zamiast pasztetu na kolację. Wracają na oddział.

- Mama, patrz! - Skrzat sapie z przejęciem. - Lekarz murzyn!

- No, pewnie tu pracuje...

- To murzyni jeszcze żyją? - Skrzat chyba za często ostatnio rozmawia ze mną o dinozaurach, potem to się przenosi na inne zagadnienia.

Kolejne dni przed zabiegiem to czytanie bajek, rozwiązywanie zadań z książeczek dla sześciolatków, nadrabianie zadań z zerówki.

Wreszcie zbliża się operacja. Skrzat zostaje ponownie zmierzony, na czole, nad jednym okiem ląduje duży czarny krzyżyk. Przynajmniej mniejsza obawa, że pomylą oczy. Taką mam nadzieję. Najbardziej traumatyczne przeżycie - w dniu operacji Skrzat nie może od rana pić ani jeść. Wreszcie, po kilku godzinach dostaje coś do picia. "Głupiego Jasia".

- A jak będzie po tym brykać, to go nie zemdli? - pyta Mama.

- Nie będzie brykać... - z całą stanowczością stwierdza pielęgniarka. Widać, że nie takich twardzieli to powaliło.

- Po tym będzie rozluźniony i odstresowany - informuje pielęgniarka. Faktycznie, po chwili Skrzat z zaciekawieniem rozgląda się po pokoju i widać, że coś mu nie pasuje. Przyjeżdża łóżko, Skrzat jedzie z Mamą na blok operacyjny. 

- Dla rodziców też dałoby się załatwić coś takiego? - pyta z nadzieją Mama. Niestety nie. Dzwonię jeszcze, bo dojadę do szpitala przed końcem operacji, żeby Mama spróbowała jeszcze załatwić trochę tego magicznego płynu do domu, na okazje jak Skrzat za bardzo szaleje. Tak chociaż jeden 5 litrowy baniak. Nie da się. Trudno, pozostają klasyczne metody wychowawcze.

- Jak się czujesz? - Mama z troską pochyla się nad wiezionym pacjentem.

Mały wali uśmiech jak Joker z "Batmana".

- Doskonale...

Proszę, totalny odlot na NFZ.

Na miejscu przekładają go na kolejne łóżko, tym razem z wyższymi barierkami. Potem, po operacji, mały zapyta dlaczego był tak krótko w więzieniu. Wreszcie znika za drzwiami, wieziony przez dwóch zamaskowanych ninja (znaczy się, lekarzy) na blok. A my czekamy na efekty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz