piątek, 2 marca 2018

Testy, testy, testy...

Dzisiaj Skrzat wreszcie wylądował w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej na badaniu gotowości szkolnej. Udało nam się przyspieszyć przeprowadzenie badań na tyle, że przed zakończeniem naborów do szkół, powinniśmy z większą pewnością wiedzieć, co dla niego będzie lepsze.
 
Na pierwszy ogień poszła Pani Pedagog. Około półtora godziny testów, opisywanie obrazków, opowiadanie historyjek, pisanie, liczenie, głoskowanie, konkurs wiedzy ogólnej. Wyszło, że szkoła spełnia swoje podstawowe zadanie, bo patriotycznie Skrzat jest przygotowany bardzo dobrze. Flaga, godło, hymn, mapa Polski. Matematycznie, może nie geniusz, ale na pewno plasuje się powyżej przeciętnej. Głoskowanie, sylabizowanie, generalnie, wszystko, co jest związane ze słuchem, leży. Pisanie dość dobrze, co prawda może trochę wolno, ale daje radę. Litery zna, z czytaniem gorzej. Opowiadać mu się po prostu nie chce (to, o co go ciągle męczymy w domu). Uważa, że powiedzenie jednego wyrazu załatwia sprawę. W międzyczasie częste rozpraszanie się, zniechęcanie do zadań, znudzenie. Podsumowując, jeśli chodzi o wiedzę i możliwość uczenia, dałby sobie radę, niestety gorzej z koncentracją i motywacją.
 
Potem trochę przerwy, wyskoczyliśmy na obiad i powrót, tym razem do Pana Psychologa. Początek może i był dobry, ale w połowie zadań Skrzat po prostu odmówił współpracy, wlazł pod biurko (podobno: "Musiał tam sprawdzić, czy też dobrze słychać co Pan mówi.") i skończyło się na umówieniu na inny termin. Chociaż to też daje jakąś informację, na jakim etapie przygotowania szkolnego jest Skrzat.
 
Rano, przed tym wszystkim, wypadło jeszcze skrzatowi badanie krwi. O dziwo, wszystko poszło bez wrzasków i awantur. Jedynie w połowie pobierania, patrząc na wyciekającą z niego krew, zapytał: "Kiedy Pani to ze mnie wyjmie?". Potem szybkie śniadanie w aucie i testy o których pisałem powyżej.
 
W międzyczasie, póki Psycholog i Pedagog grzebali mu w głowie, skoczyłem do szkoły Skrzata po książki i zeszyty, żeby mały mógł przez weekend nadrabiać zaległy tydzień (było lekkie przeziębienie i spędził trochę czasu w domu). Jakoś moja wizyta nie wzbudziła entuzjazmu, czemu się nie dziwię, bo przez ostatni tydzień Wychowawczyni mogła odetchnąć od Skrzata, a tu w piątek przyłażę ja i przypominam o całym tym koszmarze, jaki przydarzył się Jej w związku z próbami edukacji (nie mylić z wychowaniem) naszego malca. Wychowawczyni ożywiła się dopiero, gdy potwierdziłem, że faktycznie, na razie nie zadeklarowaliśmy, że Skrzat będzie kontynuował naukę w tej samej szkole i bardzo możliwe, że przeniesie się do innej. Co prawda nic nie skomentowała, ale pełnię jej odczuć wyraził jeden z kolegów (mniej lubianych przez Skrzata), który słysząc o czym rozmawiamy zaczął skakać dookoła, wrzeszcząc, że to wspaniała wiadomość i wreszcie będzie miał spokój ze Skrzatem. Ja na Jej miejscu poszedłbym się ze szczęścia upić.
 
Przy okazji spotkań z Psychologiem wyszło ponownie, że to co się dzieje w domu, a w szkole to dwa różne światy. Gra "Memory" - w domu, bez żadnego pobłażania Skrzat rozwala mnie w większości gier. Zresztą, jeśli chodzi o moją pamięć, to zastanawiam się, czy sam bym dostał pozytywną opinię o gotowości szkolnej. Pani psycholog rozkłada "Memory" z 10 kart (pięć par). I co? Totalna porażka, Skrzat przegrywa sromotnie, tak jakby w życiu w to nie grał i nawet nie wiedział o co w tej grze chodzi.
 
I weź się upieraj w rozmowach z innymi, że "w domu takich problemów nie mamy"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz