środa, 21 lutego 2018

I po co drążyć temat?

Inaczej mówiąc, czy faktycznie warto wgłębiać się w to, o czym nam mówi dziecko.
 
Zacznę jednak od drugiej strony, czyli gdy to dziecko usilnie drąży coś, o czym zupełnie nie wiemy jak opowiadać.
 
Wakacje. Morze. Słońce. Skrzat szczęśliwy. Zbiera tony pamiątek z wakacji, czyli muszelek, kamyczków, szyszek, patyków i wszystkiego innego, co nie jest na trwałe przymocowane do podłoża. Jest wyraźnie zawiedziony, gdy nie może zabrać ze sobą około trzykilogramowego kamulca bądź kija większego od niego samego. Z drugiej strony widząc, że wyłowiona z wody rozgwiazda szybko traci kolor, zgadza się bez problemu na wrzucenie jej z powrotem do wody, żeby nie "umrzała". To raczej dobrze, nie?
 
Wieczorem przychodzi do naszej sypialni i z poważną miną kładzie nam na stolikach nocnych po szyszce.
- To dla was. Prezent.
- Super! Jesteś kochany! Możemy nimi wspaniale ozdobić nasze stoliki nocne!
- Jak chcecie, to możecie się w nocy nimi pobawić - stwierdza poważnie i idzie do swojego łóżeczka.
 
Rewelacja, właśnie takich gadżetów nam brakowało do zabaw w nocy...
 
Rano śniadanie na balkonie. Kawa, dżem figowy i świeże bułeczki.
 
- Tata, bawiliście się w nocy szyszkami?
- Tak, jasne, że tak... - kiwam głową smarując pieczywo masłem.
- Opowiedz jak!
 
No i tu mnie zastrzelił. Co powiedzieć malcowi na temat zabaw dorosłych w nocy. Z szyszką. Wybawieniem okazała się Mama.
 
- No, jak to jak? Podrzucaliśmy sobie, turlaliśmy po poduszkach, a nawet można zrobić masaż pleców szyszką...
 
Naprawdę, w takich momentach jeszcze mocniej doceniam, po co jest Mama.
 
Już u siebie w domu, któregoś wieczoru Skrzat idzie do łóżka i mija mnie w przedpokoju.
 
- Matka już mnie nie drażni - rzuca w przelocie i ładuje się do łóżka.
 
"Super" - myślę i siadam przed telewizorem. Po chwili jednak zaczynam się zastanawiać, o co w tym może chodzić. Znów jakaś sprzeczka przy myciu zębów? Dyskusja o tym, ile płynu do kąpieli można wlać na jeden raz? Pogadanka na temat konieczności wysikania się przed snem? I przede wszystkim, dlaczego tak oficjalnie: "matka"?
Idę do pokoju Skrzata. Drążyć temat.
 
- A czym ciebie mama drażniła?
- No, matka drażniła, ale już jest dobrze.
- Ale o co chodziło?
- Drażniła, ale już nie drażni...
 
Tak to do niczego nie dojdziemy.
 
- Skrzat, ja wiem, że rodzice czasem mogą być denerwujący. Bo coś wymagamy, albo chcielibyśmy żebyś się czegoś nauczył, co ci się przyda. No niestety, taka jest rola rodziców. I czasami możemy drażnić, tym, że w kółko coś powtarzamy.
 
Malec patrzy na mnie jak na kretyna. Wreszcie ściąga koszulę od piżamy i pokazuje wystrzępiony kawałek materiału.
 
- Matka mnie drażniła w plecy. Ale mama mi odcięła i już jest dobrze. A o co chodzi?
 
No tak, durny ja. Matka...
 
Ostatnio Skrzatowi zbyt często zdarza się też przesadzanie w zabawach z jego najlepszym kolegą. A to na niego wpadnie, a to wskoczy. I zdarza się, że tamten jest zły na Skrzata. Słusznie zresztą. Tłumaczymy w kółko Skrzatowi, że jeśli przez niego kolega będzie płakał, to niestety, w końcu odechce mu się z nim bawić. A z tego raczej nikt nie będzie zadowolony, tak więc musi więcej zwracać uwagę, żeby nikomu nie zrobić krzywdy w zabawie.
Jedziemy w samochodzie.
- Skrzat, jak dzisiaj było w przedszkolu?
- Fajnie...
- Ale wiesz, że fajnie to niczego nie wyjaśnia. W co najfajniejszego się bawiłeś?
- Budowaliśmy wieże. Takie wielkie.
- A z twoim najlepszym kolegą? Nie płakał przez ciebie?
- Nie.
- Świetnie. I nie wpadałeś na niego przez przypadek albo specjalnie?
- No, nie.
- To dobrze, że uważasz podczas zabawy. Nic mu nie zabierałeś?
- No, nie...
- Naprawdę, dobrze, że się starałeś.
Jedziemy jakieś trzy minuty. Nagle przychodzi mi do głowy jeszcze jedno pytanie.
- Skrzat, a twój kolega w ogóle był dzisiaj w przedszkolu?
- Nie, od dwóch dni choruje...
No, i po co drążyć?
 
Czasem znów to my jesteśmy szczęśliwi, że ktoś nie drąży jakiegoś tematu.
Ponad rok temu Skrzat miał badania w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Cała masa testów, rysunków, pytań, zadań. Był to jeszcze u niego etap, gdy dopiero poznawał, że kredka nie służy do zamazywania całej kartki jednym kolorem. Umiał już rysować proste kształty, kółka, krzyżyki, domki z kwadratów.
 
Pani psycholog po skończonych testach pokazuje nam kartkę, całą zamalowaną krzyżykami.
- To jest jego rysunek.
- ...
- Zapytałam go, co narysował. Powiedział, że to krzyż, żebym się mogła pomodlić...
 
Dobra, tak szczerze mówiąc to staramy się chodzić do Kościoła co niedzielę i wstyd powiedzieć, nie zawsze to się udaje. Poza tym klasycznie: Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wszystkich Świętych.
Ale chyba pani psycholog nie uwierzy, że nie mamy odchylenia religijnego.
Na szczęście, nie drążyła...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz