- Czy państwo chodzicie z synem na spacery?
- ...?
- Ja nie wiem o co chodzi, ale jeszcze nigdy nie widziałam dziecka, które by się tak zachowywało na spacerach. Czy Skrzat gdziekolwiek z państwem wychodzi?
"Oczywiście, że nie. Zapomnieliśmy powiedzieć, że na co dzień trzymamy go w piwnicy..."
Taki był początek jednej z niedawnych rozmów.
Generalnie, Skrzat od początku roku przynosi regularne uwagi, że wychodząc na podwórko szkolne czy spacer dziczeje. Kilkakrotnie zdarzyło się, że wpadał na jakieś dziecko, co kończyło się nieprzyjemnie dla tego dziecka i dla niego (siniaki, beczenie, itd...). Niestety, do permanentnego pobudzenia towarzystwem innych dzieci, dochodzi ciągła, trochę nawet nie wiem jak to nazwać, słaba orientacja w przestrzeni. Skrzatowi zdarza się wpadanie na różne przedmioty przy chodzeniu, potykanie się na równej drodze. W niedługim czasie ma zaplanowaną korektę wzroku, obecnie, zgodnie z tym co wiemy to również może mieć lekki wpływ na jego odnajdywanie się w otoczeniu.
Pewnie, ma w kółko ładowane do łebka: "Nie wybiegać przed innymi", "Uważać na innych, żeby żadne dziecko przez ciebie nie płakało", "Patrz gdzie biegniesz, a nie rozglądaj się na boki" itd.
Jak wyglądają nasze spacery? Wyjście do miasta, na zakupy (tak, to nie spacer, ale dotyczy tego samego tematu) - jakoś nic koszmarnego się nie dzieje. Nie muszę go trzymać za rękę, przechodzi bezpiecznie przez ulicę, nie lata jak dzik po sklepie. Fakt, pierwsze wspólne wyjścia (jakieś dwa lata temu) do jakiegokolwiek marketu to było wyzwanie. Próbowanie dotykania wszystkiego w zasięgu wzroku, ciągłe wspinanie się na wózek, próba brania i wrzucania do koszyka wszystkiego co mu się wydaje, że powinniśmy wziąć. Na szczęście szybko się skapnęliśmy, że trzeba go trzymać i upominać nieustannie.
Szczyt możliwości pokazał chyba już przy trzecim wspólnym wyjściu do sklepu. Stoimy przy kasie. Mały grzecznie za łapkę, chociaż lata wzrokiem po wszystkim dookoła. Żona jeszcze buszuje w warzywach. Puszczam łapkę Skrzata i zaczynam wypakowywać zakupy na taśmę. Odwracam się do małego, a ten stoi z butelką "Żubrówki" 0,7l. Skąd, nigdy się nie dowiem. Ale chyba szybciej sam bym tego nie zorganizował. Cała kolejka gapi się na nas. "Patole" przyszli do sklepu, dziecko już samo wie, co tatuś musi koniecznie na wieczór kupić...
Obecnie już nie ma problemu. Uczestniczy czynnie w zakupach, co więcej przypomina o rzeczach, które mi czasem umykają. Jest zawsze obok, jedynie przy warzywach i owocach go nosi, musi wszystkie dotykać, wąchać...
Tu małe wtrącenie odnośnie węchu (właśnie mi się przypomniało).
Wchodzimy kiedyś do przychodni, podchodzimy do rejestracji.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
Mały pociąga dwa razu nosem.
- Ktoś tu jadł Mentosa?
Babka zdziwiona. - No tak... Parę minut temu jednego wzięłam...
Normalnie, gończy...
Wracając do spacerów. W parku - tak jak inne dzieciaki, biega tuż obok, na ulicy - nie muszę się bać, że mi ucieknie na jezdnię, sam często łapie za rękę (chociaż kiedyś miał taki odruch, że próbował po prostu wykręcić swoją dłoń i iść gdzie indziej, jeśli coś go zaciekawiło). W lesie - no tam to wszyscy jedziemy żeby się poruszać i wybiegać, zarówno dwunożni, jak i czworonożni.
Dobra, wracamy do rozmowy.
- Tak, chodzimy razem na spacery.
- I on tak normalnie chodzi? Państwo go muszą zacząć uczyć koło siebie, z nim się nie da spacerować. Ostatnio zaczął zbierać pety i pokazywać innym dzieciom.
No, tu poczułem się zaskoczony. Kamienie, trawki, patyki, nawet szkła - czego go ciągle oduczamy, to znam. Ale pety? Totalna nowość, zwłaszcza, że nikt w domu nie pali.
- Wie pani, to faktycznie dziwne. Nigdy jeszcze nie wpadł na taki pomysł.
- Pan to cały czas powtarza, ale państwo nic z tym nie robicie!
- No, ale ciężko nam coś zrobić, skoro na spacerach z nami tak się nie zachowuje.
- Wie pan, inne dzieci idą na spacerze w parku normalnie, a ten się śmieje i podskakuje.
Rzeczywiście, debil...
- To co pani proponuje?
- On musi chodzić cały czas tuż przy państwu. Musi się nauczyć. Nie pozwalać mu biegać na spacerze. Chyba, że na placu zabaw. Tam oczywiście może się wybiegać. Ale poza tym musi chodzić tuż przy państwu, inaczej się nie nauczy.
- Dobrze, ale wie pani, jak mówiłem on trzyma się tuż obok. Nie muszę prowadzić go za rękę. Będziemy z nim rozmawiać i mu tłumaczyć, że...
- Państwo mu cały czas tłumaczą i to nie daje żadnych efektów. Z nim się nie da spacerować.
- Wie pani, jak mówiłem, on ciągle stara się pokazać przed dziećmi. Często w głupiutki sposób. Z nami chodzi, wtedy kiedy trzeba, spokojnie.
- Zawsze?
- Nie, no nie... Ja jedziemy do lasu to...
- A widzi pan! Musi nauczyć się chodzić zawsze razem z państwem.
- Dobrze, dziękuję za informację.
No, to chyba od dzisiaj zaczniemy.
Skrzat! Noga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz