piątek, 23 lutego 2018

Z terrorystami się nie negocjuje...

... ale z drugiej strony, warto rozmawiać. Chyba. Bo czasami ma się ochotę terrorystę związać, zakneblować i zamknąć do szafy. Chociaż na dwie godziny. Ale potem rura mięknie, bo terrorysta potrafi być tak słodko niezdarny w tym swoim terroryzowaniu, że chwilami trudno zachować powagę.
 
Tak jak w czasie poprzednich wakacji.
Skrzat, zwany dalej w tym poście Terrorystą, ma straszne parcie na lody. Wiadomo, słońce, upał, odpoczynek. Z drugiej jednak strony, nie da się całe dwa tygodnie jechać na lodach. Tak więc pojechaliśmy rano do pobliskiego miasteczka po pieczywo, mleko i jakieś owoce do podgryzania na plaży.
Terrorysta od razu po wyjściu z auta wypatrzył wystawioną na ulicy ladę z lodami i zaczyna:
- Tata...
- Tak?
- Chciałbych (to popularny u niego zwrot) loda.
- Może później, na pewno nie przed śniadaniem.
- A po śniadaniu pójdziemy?
- Pewnie tak.
- Aha... A kiedy będzie śniadanie?
- No przecież przyjechaliśmy po bułki na śniadanie, nie?
- Aha...
Drepta obok, ale wyraźnie niezadowolony.
- A jak zamkną?
- Nie zamkną, dopiero otworzyli.
- A potem na pewno przyjdziemy.
- Skoro mówię, że tak, to przyjdziemy.
- A kiedy?
- Później.
- Po śniadaniu?
- No tak, po śniadaniu?
- Od razu?
- No nie od razu. Spokojnie, na pewno przyjdziemy.
- A kiedy?
- Skrzat, przestań gadać o lodach, bo jednak zmienię zdanie. Już nie chce mi się o nich słuchać.
Przechodzimy przez ulicę i wreszcie jesteśmy w piekarni. Ładujemy bułki z serem i jabłkiem do torby.
- Mama...
- Tak?
- Ja teraz nie gadałem o lodach, prawda?
- Tak, ale właśnie zacząłeś.
- Bo ja nie wiem, kiedy pójdziemy.
Powoli zaczynam mieć tego dosyć. Dreptamy do samochodu. Terrorysta tęsknym wzrokiem odprowadza oddalającą się lodziarnię. Wreszcie postanawia użyć ostatecznych argumentów.
- A chcecie zobaczyć jak chłopczyk wpada pod samochód?
No takiej groźby się nie spodziewaliśmy. Nie, na pewno nie chcemy. I co mu odpowiedzieć? Żeby z jednej strony nie pomyślał, że nam na nim nie zależy, a z drugiej, żeby nie doszedł do wniosku, że takie groźby działają. Dobra, trzeba go zagadać...
- A ciężarowy, czy wyścigowy?
- Co? - chyba nie takiej reakcji oczekiwał Terrorysta.
- No bo wiem, że tobie najbardziej podobają się kabriolety, prawda?
- No...
- A jaki kolor kabrioletu podobał by się tobie najbardziej?
- Różowy - sam nie wiem skąd u niego zamiłowanie do różowego koloru.
- Różowy? A nie czarny?
- Nie, różowy!
Przechodzimy na drugą stronę ulicy i idziemy wzdłuż portowego nabrzeża. Już wydaje się, że temat skończony a tu mały wypala.
- A chcecie zobaczyć jak dziecko wpada do wody?
Pomysłowością na zakończenie żywota zaczyna powoli doganiać Kojota z bajki o Strusiu Pędziwiatrze. Podchodzę do samej krawędzi nabrzeża i przywołuję go dłonią. Niepewnie podchodzi i ściskając mnie za rękę spogląda w dół. Daleko. Jakieś półtora chłopczyka w dół.
- Widzisz ile jeżowców? - pokazuję mu czarne kulki poprzyczepiane do kamieni. - Wiesz jak by ciebie pokłuły, jakbyś tam wpadł?
- Ciebie kiedyś pokłuły?
- Nie, ale uwierz, że to strasznie boli. Cały byś spuchł.
- I umarł? - tradycyjne pytanie z jego strony.
- No, nie wiadomo... To serio chciałbyś tam wpaść?
Kręci głową i odsuwa się na środek chodnika.
- Jedziemy na kwaterę. Śniadanie, potem plaża, a potem skoczymy na lody,  ok?
- No... - wzdycha ciężko i rzucając ostatnie spojrzenie na wielkiego, plastikowego loda rusza w stronę samochodu.
 
Niełatwe jest życie terrorysty...
 
Innym razem w domu. Skrzat, znaczy się Terrorysta, uwielbia bawić się w kuchnię. Miesza w kubkach makaron z ryżem, do tego igliwie, ścinki papieru, klocki lego (oczywiście te najmniejsze) i wszystko co jeszcze nadaje się do mieszania. Część tego ładuje w kubeczki i serwuje nam na tacy, część ląduje na stoliku, część zostaje dokładnie wtarta w dywan. Lata między salonem a swoim pokojem serwując nam coraz wymyślniejsze dania, wreszcie dywan zaczyna przypominać placek z kruszonką. Mama kilkukrotnie zagania go sprzątnięcia po sobie, bez efektu, wreszcie opiernicza małego kucharza tak, że Gordon Ramsay w "Piekielnej Kuchni" mógłby brać u niej lekcje. Terrorysta stoi z naburmuszoną miną, wreszcie odpala.
 
- Zobaczysz jak będziesz na mnie krzyczeć, to powiem mamie mojego kolegi z przedszkola! No i co?! Chcesz tego?!
 
Nie, tego to nikt nie chce. Ale pokój, tak czy siak, trzeba ogarnąć. Więc tym razem trochę ustępujemy i negocjujemy warunki spokoju w pokoju. Kto by nie ustąpił przed takimi argumentami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz