Witamy w Familiadzie!
(tutaj darujmy sobie suchar pana Karola)
Pierwsze pytanie: Wymień trzy wady swojego dziecka.
1) głupieje w większej grupie, chcąc koniecznie zaistnieć,
2) ma problemy ze skupieniem się na poleceniach,
3) żywiołowo okazuje swoje emocje.
BING! Brawo, to jest najwyżej punktowana odpowiedź.
Ale wracając do tematu.
1 września - Skrzat zapakowany w garniturek, mama zapakowana w odprasowaną spódniczkę, tata zapakowany w samochód, bo nie zawsze da się urwać z pracy. Wszyscy podnieceni pierwszym dniem w szkole, Skrzat już od lipca szczęśliwy, że pozna nowych kolegów. Przemowy, apele, wystąpienia, sztandary, nuda...
Akurat przez pierwsze półrocze tak się złożyło, że to przez większość dni to mi przypadł zaszczyt/obowiązek* odwożenia Skrzata do zerówki. No i wiadomo, łeb nabity informacjami o konieczności jak najlepszej współpracy z nauczycielem, chęć do wspólnego zadbania o rozwój i edukację dziecka. Pierwsze dziesięć dni spokojnie. Skrzat zadowolony wraca z zerówki, Tatuś szczęśliwy, że latorośl się edukuje, Mama tradycyjnie przejęta, czy wszystko w porządku w szkole.
Po dziesięciu dniach odprowadzania malucha do szkoły, wychowawczyni wreszcie dostrzega mnie na korytarzu (Hurra! Ustalimy jak zadbać o bezproblemową edukację malca!).
- Pan jest ojcem Skrzata? (imiona bohaterów zmienione)
- Tak.
- Od początku zauważyłam pewne problemy. Nie słucha poleceń, nie potrafi usiedzieć w miejscu, zostawia swoje rzeczy gdzie popadanie.
W sumie, ciężko powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. Mały od początku ma, jak by to powiedzieć, "słaby kontakt z bazą". Nie wystarczy rzucić mu hasła: "Posprzątaj zabawki". Tak ma i próbujemy go tego oduczyć. Psycholog mówił o pamięci krótkotrwałej, nad którą musi pracować. Ćwiczy pamięć, a przed każdym poleceniem jest tradycyjne: "Hej, Skrzacie!" - "Tak, tato?" - "Zrób to." - "Dobrze!". Jeśli poprosimy jednocześnie o zrobienie dwóch rzeczy, po pierwszej zapomina co miał zrobić dalej (ale skubaniec pamięta, że dwa tygodnie temu obiecałem zabrać go na wspólne mycie samochodu). Wracamy do rozmowy...
- Dobrze, zwrócimy na to uwagę, będziemy mu przypominać jak ma się zachowywać w klasie i żeby sprzątał swoje rzeczy.
- To nie wystarczy. Czy Skrzat ma jakieś kary?
"Durny ja. Jeszcze nie wiem w jaką stronę zmierza rozmowa."
- Ma kary... Nie dostaje deserków, słodyczy. Jak coś zbroi ma szlaban na bajki. Dostaje dodatkowe ćwiczenia w zeszytach z zadaniami dla sześciolatków. Musi posiedzieć w swoim pokoju, przyjść powiedzieć co zrobił źle, zaproponować co zrobi na drugi raz.
- To za mało... On musi mieć kary, które odczuje bardziej dotkliwie.
- Wie pani co, szczerze mówiąc trudno nam coś więcej wymyśleć.
"Jakoś do tej pory dawaliśmy radę bez bardziej wyrafinowanych kar. Chociaż, wstyd mówić, zdarzyło się wydrzeć ryja, gdy Skrzat wyjątkowo dał w kość. I wszyscy potem czuli się do dupy, i również o tym rozmawialiśmy."
- Powtarzam, Skrzat musi mieć kary, które bardziej odczuje i będą dla niego bardziej dotkliwe.
"Aż chciałem zapytać, czy mam mu przypierd...".
- Dobrze, postaramy się coś z tym robić. Dziękuję za informacje.
15 września - rano. Radośnie drepczę do pani wychowawczyni z pytaniem, jak wyglądał ostatni tydzień.
- Wie pan co, ja nie wiem czy jest sens cokolwiek panu mówić, bo państwo i tak nic z tym nie robicie. On zachowuje się tak samo.
"Pierwszy raz dowiaduję się, że nie sprawdzam się jako rodzic. W ciągu tygodnia nie udało mi się zmienić zachowań i nawyków mojego syna. Pierdoła ze mnie."
- Dobrze, będziemy mu tłumaczyć. Prosiłbym za każdym razem o sygnał, co Skrzat robi źle, żebyśmy mogli rozmawiać z nim na temat zachowania.
- Wie pan co, ja nie mogę spędzać całych dni na opisywaniu, co on robi.
- Dobrze, proszę chociaż o sygnał, kropkę (elektroniczny dziennik), wtedy przyjdę, żeby dowiedzieć się o co chodzi.
Codziennie dreptam, żeby dowiedzieć się, że mały kręci się w ławce, wpada biegając w zabawie na inne dzieci, rzuca gumką po klasie. Wreszcie Skrzat faktycznie przegina. Przynosi z domu ozdobny kamyk (który miał na półce w pokoju) i w czasie lekcji rzuca do kolegi. Serio, durny pomysł mógł komuś głowę rozbić. Zgadzam się w pełni z wychowawczynią.
- Musi pan go dokładniej sprawdzać. Co zabiera do szkoły. On stanowi zagrożenie dla innych dzieci.
- Mam go rano przeszukiwać? Przecież mógł wziąć kamień z podwórka przed szkołą (Skrzat nie jest na tyle przebiegły i przyznał się, że przyniósł go z domu).
- To pana dziecko i pan odpowiada za to, co przynosi do szkoły.
W sumie racja. Od tej chwili rano zawsze rozmawiamy o tym, co zabiera do szkoły. Zawsze przyznaje się co bierze i pokazuje. Jakoś nie mam serca grzebać po kieszeniach. A co jak przemyci w dupie?
Kolejna uwaga i wezwanie. "Pacnął kolegę w głowę tekturową zakładką". Jak to było?
- Siedzieli w ostatniej ławce i Skrzat nagle klepnął kolegę w czoło.
- Skoro go cały czas tak nosi, to nie mogłaby pani go przesadzić do pierwszej ławki, żeby mniej się rozpraszał? Może to by pomogło?
- Wie pan, u mnie dzieci siadają jak chcą...
Studenci, kuźwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz