Na pewnym etapie swojego życia nasz Skrzat miał dużo szczęścia. Trafił do Rodzinnego Domu Dziecka, w którym opiekunom naprawdę zależało na jego przyszłym losie. Komuś wreszcie się chciało chodzić z nim po poradniach psychologicznych, neurologach, logopedach po to, żeby wreszcie uzyskał orzeczenie o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju.
Naprawdę, kawał dobrej roboty.
Co to daje? Tak w skrócie i korzystając z fachowych terminów - pozwala na objęcie pomocą dziecka o zaburzonym rozwoju psychoruchowym, dając mu szansę na zniwelowanie zdiagnozowanych deficytów przed podjęciem edukacji w szkole. Inaczej mówiąc, przedszkole lub wybrana poradnia psychologiczno-pedagogiczna (PPP) dostaje dofinansowanie, konkretnie na to dziecko, pozwalające na uzyskanie wsparcia logopedy, psychologa lub innego specjalisty w zależności od potrzeb, od 4 do 8 godzin miesięcznie.
Bardzo cenny papier, wystarczy przedstawić go w przedszkolu lub PPP i mamy załatwione fachowe wsparcie w ciężkiej (zwłaszcza dla Skrzata) walce z zaburzeniami i problemami jakich nabawił się przez swoje niezbyt (delikatnie mówiąc) szczęśliwe dzieciństwo. Fajnie, nie?
Nie...
Wróćmy na chwilę do samego procesu adopcji.
Według oficjalnych źródeł: "Adopcja w Polsce jest procesem tajnym. Nikt spośród osób uczestniczących w jej przebiegu (pracowników ośrodka adopcyjnego, prawników, kuratorów, pracowników domu dziecka i in.) nie ma prawa ujawniać szczegółów sprawy, zwłaszcza jeśli chodzi o dane osobowe dziecka i jego rodziców naturalnych, jak i adopcyjnych. Sam przysposobiony może ubiegać się o ujawnienie tych informacji dopiero po uzyskaniu pełnoletności, występując z wnioskiem do sądu rodzinnego."
Jakie do tego mają podejście prawnicy? Cytując opinię jednej z kancelarii prawnych: "(...) fakt adopcji nie stanowi podstawy do sporządzenia nowej dokumentacji medycznej dziecka przysposobionego. Nie jest również podstawą do korektorowania, usuwania, czy zamazywania dotychczasowych danych przysposobionego.
Inaczej rzecz ujmując wydanie nowego aktu urodzenia dziecka nie stanowi podstawy do usunięcia z dokumentacji medycznej danych małoletniego wpisanych na podstawie utajnionego aktu urodzenia.
Przepisy prawa w wystarczającym stopniu chronią dane zawarte w dokumentacji medycznej, także przed ujawnieniem osobom trzecim faktu dokonania adopcji, a o to przede wszystkim chodzi jeśli mówimy o zasadzie tajności adopcji."
Tak więc podsumowując. Adopcja w Polsce jest procesem tajnym, bo pomimo tego, że w całej dokumentacji dziecka sprzed adopcji pozostają jego stare dane (nazwisko, adresy, czasem nawet numery telefonów), to przepisy prawa gwarantują, że nikt kto ma do nich dostęp nie spowoduje ich ujawnienia.
Uff... Od razu pewniej się czuję. Każdy adopcyjny rodzic może od razu odczuć ulgę wiedząc, że nawet jeśli przykładowa pani Jadzia z rejestracji w przychodni skojarzy, że dziecko ma w papierach nazwisko i adres jej sąsiadki, u której w tajemniczy (albo i nie) sposób, co jakiś czas pojawiały się nowe dzieci, a po nocnych interwencjach Policji, znikały, to przecież jest tak praworządna, że nie ma szans, iż podzieli się tą rewelacją choćby z jedną koleżanką.
Ale wróćmy do naszego orzeczenia o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju. Akurat w nim Skrzat ma wpisane, że tak właściwie to on nie jest Skrzat, tylko przykładowo, Krasnal. I że nie mieszka z nami w chatce z mchu i paproci, a w dziupli, w starym dębie.
Wtedy jeszcze nie przegryzłem się przez wszystkie zawiłości prawne i ustawowe, więc ufnie dzwonię do Przychodni, która wydała owo zaświadczenie.
- Dzień dobry. Chciałbym uzyskać odpis wystawionego przez wasz ośrodek orzeczenia dotyczącego wczesnego wspomagania rozwoju. Mógłbym podjechać do was z postanowieniem sądowym, nowym aktem urodzenia potwierdzającymi, że Krasnal to teraz Skrzat i mieszka gdzie indziej.
- Dzień dobry. Chyba pan zgłupiał (no, może dokładnie tak nie brzmiała odpowiedź, ale taki był jej sens).
-Do widzenia.
-...
Kilka dni, czytam, ryję, grzebię w Internecie. Wreszcie jest! Człowiek-instytucja, który może przecież wszystko dla dobra i spokoju nas i naszego dziecka. Dzwonię do Rzecznika Praw Dziecka.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. (kobiecy głos)
- Jest taki problem. Chciałbym uzyskać odpis orzeczenia dotyczącego wczesnego wspomagania rozwoju, ale z nowymi danymi dziecka. Pan rozumie, tajność adopcji, obawy rodziców...
- Oczywiście, proszę podesłać opis sytuacji na e-mail i dać mi dwa dni na zapoznanie się z tematem.
Po dwóch dniach, szok! Telefon z biura Rzecznika Praw Dziecka.
- Dzień dobry. Zapoznaliśmy się z państwa sprawą i oczywiście, że jest to możliwe. Proszę poinformować w poradni, że na podstawie aktu notarialnego powinni wystawić odpis orzeczenia z nowymi danymi dziecka.
- Dziękuję.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Telefon do Poradni.
- Dzień dobry. Chciałbym uzyskać odpis wystawionego przez wasz ośrodek orzeczenia dotyczącego wczesnego wspomagania rozwoju. Kontaktowałem się z Biurem Rzecznika Praw Dziecka i poinformowano mnie, że jednak jest to możliwe. Mógłbym podjechać do was z postanowieniem sądowym, nowym aktem urodzenia potwierdzającymi, że Krasnal to teraz Skrzat i mieszka gdzie indziej.
- Dzień dobry. Ma pan oficjalne pismo od Rzecznika w tej sprawie?
- No nie...
- To faktycznie pan zgłupiał (albo coś podobnego). Do widzenia.
Telefon do Rzecznika.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Ja już kontaktowałem się z Państwem w sprawie...(bla, bla, bla). Chodzi o to, że Poradnia chciałaby dostać oficjalne pismo w tej sprawie i wtedy mogłaby wystawić nam tą kopię orzeczenia z nowym nazwiskiem.
- Oczywiście, proszę podesłać opis sytuacji na e-mail i dać mi dwa dni na zapoznanie się z tematem.
Po dwóch dniach, szok! Nikt nie dzwoni...
Ja dzwonię do Rzecznika.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Ja już kontaktowałem się z Państwem w sprawie...(bla, bla, bla). Chciałem zapytać się o to pismo z waszego Biura w naszej sprawie.
- Tak, tak... Zapoznaliśmy się z państwa sprawą i niestety, nie jest to możliwe.
- Ale poprzednio mówiliście, że jest to możliwe. To skoro wcześniej mówiliście, że jest to możliwe, a jak proszę o oficjalne pismo to już nie jest to możliwe, to w końcu co to znaczy?
- ...
- Halo?
- To znaczy, że pan zgłupiał (w sumie nie musieli tego mówić i nie powiedzieli, ale taki wyciągnąłem wniosek).
- Dziękuję. Do zgłupienia.
- Do zgłupienia.
I tak to z tym Rzecznikiem było. Tak nieoficjalnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz